FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie Forum o tematyce YAOI 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
To teraz Micuś^^
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o tematyce YAOI Strona Główna -> Wiersze

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Wto 23:18, 18 Kwi 2006    Temat postu:
 
a kto powiedział ze zostawię forum?O____O chodziło mi o ten temat, nie pochlebiaj sobie xDDD
chowam honor i przepraszam jeśli mam do tego kogoś szacunek Razz więc jak na razie przeprosin nie będzie.
Cudownie, gdy ma się taki spieprzony humor...nic tylko śpiewać==


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kocia
Archanioł Mroku



Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom

PostWysłany: Śro 16:37, 19 Kwi 2006    Temat postu:
 
Oj Micus, Micus...a po co go sobie psuc jeszcze bardziej? ^^' Nie uciekaj z tego tematu bo ja sobie Twoje rymowanki bardzo chetnie jeszcze poczytam Twisted Evil

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Śro 19:42, 19 Kwi 2006    Temat postu:
 
i zaraz znowu ktos powie że specjalnie to napisałam aby mieć "forumową grupę wsparcia"...i tak źle i tak niedobrze...a zresztą...zwisa mi to Razz (chociaż w przypadku mojej płci zwisać nie powinno oO XDD)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

CheshireCat
Mroczny Mściciel
Mroczny Mściciel



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa (przez większą część roku)

PostWysłany: Czw 10:19, 07 Wrz 2006    Temat postu:
 
Dokładnie Mictlan (wiem że spóźniona reakcja Wink)
Napisz coś tu jeszcze To
może i ja coś swojego zameiszczę Wink choć ja raczej dawno wierszy nie piszę ... przynajmniej typowych.... raczej prozę liryczną Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

CheshireCat
Mroczny Mściciel
Mroczny Mściciel



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa (przez większą część roku)

PostWysłany: Czw 10:21, 07 Wrz 2006    Temat postu:
 
aha i zamieszcam coś na razie nie swojego Smile To wiersz bardzo ciekawy i bardzo mi się podobał przewrotny jego urok: UWAGA JEST DŁUGI:
Allen Ginsberg

Skowyt
dla Carla Solomona




I

WIDZIAŁEM najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodne histeryczne nagie, włóczące się o świcie po murzyńskich dzielnicach w poszukiwaniu wściekłej dawki haszu, anielogłowych hipstersów spragnionych pradawnego niebiańskiego podłączenia do gwiezdnej prądnicy w maszynerii nocy,
którzy w nędzy łachmanach z zapadniętymi oczyma w transie czuwali paląc w nadnaturalnych ciemnościach tanich mieszkań, płynąc poprzez dachy miast, kontemplując jazz,
którzy pod liniami kolejki nadziemnej odsłaniali swe mózgi Niebiosom i objawiały im się natchnione anioły Mahometa rozkołysane na dachach czynszówek,
którzy odbyli uniwersytety chłodnym promiennym wzrokiem rojąc Arkansas i Blake'em natchnioną tragedię pośród mędrków wojny,
których wylano z uczelni za obłęd i obsceniczne ody rozlepiane w oknach czaszki,
którzy trzęśli się w bieliźnie w niegolonych pokojach, paląc w koszach na śmieci swe pieniądze i nasłuchując Terroru za ścianą,
których kopano w brodę przyrodzenia, gdy wracali przez Laredo z przemytem marihuany dla Nowego Jorku,
którzy łykali ogień w hotelach wypacykowanych farbą albo pili terpentynę w Paradise Alley, marli lub noc w noc umartwiali swe torsy przy pomocy snów, haszu, budzących zmór, wódy, chuja, i nieustających jebań, niezrównanie ślepych ulic drżącego obłoku i błyskawicy umysłu skaczącej ku biegunom Kanady i Paterson, rozświetlającej cały zamarły świat z Czasem pośrodku, trójwymiarowych wizji gmachów po zażyciu peyotlu, świtów podwórzowych zielonych drzew cmentarza, opilstwa winem na szczytach dachów, narkotycznych przejażdżek przez dzielnice witryn wśród migającej sygnalizacji, słońca, księżyca i wibracji drzew, przez grzmiący zimowy zmierzch Brooklynu, łoskot kubłów na śmieci i łagodne światło duszy,
którzy przytwierdzali się do kolejek metra by jeździć bez końca na amfetaminie od Battery do świętego Bronksu dopóki hałas kół i dzieciarni nie zagnał ich drżących ze spieczonymi ustami zmaltretowanych z mózgiem wyzutym z jasności w posępne światło zoo,
którzy w kafeteriach Bickforda tonęli noc całą pośród imitacji świateł podwodnej łodzi wynurzali się na popołudnia przy zleżałym piwie w zdezelowanej knajpie Fugazziego nasłuchując głosu Anioła Zagłady w wodorowej szafie grającej,
którzy gadali bez przerwy siedemdziesiąt godzin od parku do pokoju do baru do szpitala wariatów Bellevue do muzeum do Brooklyńskiego Mostu, stracony batalion platonicznych gadułów skaczących z tarasów ze schodów przeciwpożarowych z parapetów z Empire State z księżyca,
którzy pletli trzy po trzy, wrzeszcząc wymiotując szepcząc fakty, wspomnienia i anegdoty, oczy wylazłe z orbit, szok szpitali, więzień i wojen, całe intelekty wyrzygiwane w totalnych wspomnieniach z rozjarzonym wzrokiem przez siedem nocy i dni, mięso dla Synagogi rzucone na bruk,
którzy znikali w nicości zenu w New Jersey zostawiając za sobą trop nie wyraźnych widokówek ratusza w Atlantic City, cierpiąc wschodnie poty, reumatyzm Tangeru i migreny Chin w ponurym pokoju w Newark na odwyku,
którzy snuli się o północy po nastawniach dworca dumając, dokąd by tu pójść i szli, nie zostawiając złamanych serc,
którzy odpalali papierosy w bydlęcych wagonach bydlęcych wagonach bydlęcych wagonach i przez śniegi zmierzali ku samotnym farmom w mrok pierwszych osadników,
którzy studiowali Plotyna Poego św. Jana od Krzyża telepatię kabałę bopu gdyż w Kansas kosmos instynktownie wibrował im u stóp,
którzy szli samotnie ulicami Idaho wypatrując wizyjnych aniołów indiańskich,
którzy byli wizyjnymi aniołami indiańskimi,
którzy uważali się jedynie za szaleńców w ów czas gdy Baltimore jaśniało w nadnaturalnej ekstazie,
którzy pod wpływem zimowego nocnego deszczu w rozświetlonym miasteczku wskakiwali do limuzyn Chińczyków z Oklahomy,
którzy włóczyli się głodni i samotni przez Houston węsząc jazz lub seks lub zupę i szli za wspaniałym Hiszpanem by rozmawiać o Ameryce i Wieczności, beznadziejna sprawa, wsiadali więc na statek do Afryki,
którzy zniknęli w wulkanach Meksyku nic zostawiając po sobie nic prócz cienia drelichu lawy i popiołów poezji, rozsianych po kominkach Chicago,
którzy wypłynęli ponownie na Zachodnim Wybrzeżu przesłuchując FBI, ciemnoskórzy seksowni brodaci w szortach i o wielkich oczach pacyfistów rozdając niezrozumiałe ulotki,
którzy wypalali sobie papierosami dziury w ramionach w proteście przeciw narkotyczno-nikotynowemu otumanieniu Kapitalizmu,
którzy na Union Square rozpowszechniali superkomunistyczne pamflety łkając i rozbierając się a opłakiwały ich syreny z Los Alamos i opłakiwały Wall Street a prom ze Staten Island także lamentował,
którzy doznawali załamań szlochając w białych gimnazjach nadzy i drżący przed maszynerią innych szkieletów,
którzy gryźli detektywów po karkach i wrzeszczeli z uciechy w radiowozach, że jedyna ich zbrodnia to dzika hipowska pederastia i opilstwo,
którzy skowyczeli klęcząc w metrze i których zwlekano z dachu powiewających genitaliami i rękopisami,
którzy dawali się pieprzyć w zadek świątobliwym motocyklistom i wrzeszczeli z uciechy,
którzy ciągnęli druta i dawali sobie ciągnąć owym ludzkim serafinom, żeglarzom, och pieszczoty atlantyckiej i karaibskiej miłości,
którzy jebali rankiem wieczorami w różanych ogrodach na trawie parków publicznych i cmentarzy rozpryskując nasienie na każdego kto się pojawił i miał chęć,
którzy czkali nieustannie próbując chichotać lecz kończyli szlochem za przepierzeniem łaźni tureckiej gdy jasnowłosy i nagi anioł przychodził przebić ich mieczem,
którzy utracili swoich kochanków na rzecz trzech starych megier losu zezowatej megiery za heteroseksualnego dolara zezowatej megiery mrugającej łonem i zezowatej megiery, która nic nie robi tylko siedzi na dupie i odcina złote intelektualne nici z krosna rzemieślnika,
którzy w ekstazie i nienasyceniu kopulowali z butelką piwa, z kochanką, pudełkiem po papierosach, ze świecą, wypadali z łóżka, kontynuowali na podłodze i w przedpokoju i kończyli omdlewając na ścianie z wizją ostatecznej cipy wydając resztkę spermy świadomości,
którzy dogadzali milionom dziewcząt roztrzęsieni o zachodzie a rano mieli czerwone oczy lecz byli gotowi dogadzać wschodzącemu słońcu, błyskając przy stodołach pośladkami i nagością w jeziorze,
którzy kurwiąc się poszli przez Colorado w miriadzie skradzionych nocnych aut, N.C. sekretny bohater tych wierszy rozpłodowiec i Adonis z Denver - miło wspominać jego niezliczone spanie z dziewczynami na pustych parcelach i parkingach ciężarówek, w rozchwianych kinowych rzędach, na szczytach gór w jaskiniach lub z wychudłymi kelnerkami w znanych unoszeniach spódnic na odludnych poboczach a szczególnie w sekretnych solipsyzmach sraczy stacji benzynowych a także w zaułkach rodzinnego miasta,
którzy znikali w wielkich obskurnych kinach zapędzani w marzenia, budzili się nagle na Manhattanie i wylegali z suteren skacowani bezdusznym tokajem i horrorami żelaznych snów Trzeciej Ulicy i wlekli się do biur zatrudnienia,
którzy chodzili całą noc w butach pełnych krwi po śnieżnych nasypach doków czekając aż w East River otworzą się drzwi do pokoju pełnego ciepłej pary i opium,
którzy tworzyli wielkie samobójcze dramaty w apartamencie skalnych brzegów rzeki Hudson pod błękitnym przeciwlotniczym reflektorem księżyca a głowy ich będą uwieńczone laurem w zapomnieniu,
którzy jedli jagnięcy gulasz wyobraźni lub trawili kraba na mulistym dnie rzek Bowery,
którzy opłakiwali romanse brukowe pchając wózki pełne cebuli i złej muzyki,
którzy siedzieli w pudłach oddychając w mroku pod mostem i wstawali by budować klawikord na swoim strychu,
którzy kaszleli na piątym piętrze Harlemu zwieńczonego ogniem pod suchotniczym niebem pośród ksiąg o teologii, trzymanych w paczkach po owocach,
którzy bazgrali całą noc tańcząc: wokół wzniosłych zaklęć, które żółtym rankiem stawały się strofami bełkotu,
którzy gotowali zgniłe zwierzęta płuco racice ogon barszcz i placki kukurydziane marząc o czystym królestwie warzyw,
którzy nurkowali pod platformy z mięsem w poszukiwaniu jaja,
którzy ciskali z dachu swoimi zegarkami głosując za Wiecznością poza Czasem a budziki spadały im na głowy codziennie przez następnych lat dziesięć,
którzy trzykrotnie bez skutku podcinali sobie żyły, rezygnowali i byli zmuszeni otwierać antykwariaty gdzie płakali widząc, że się starzeją,
którzy spłonęli żywcem w swych niewinnych flanelowych garniturach na Madison Avenue w podmuchach ciężkawego wersu, wśród sztucznego szczęku żelaznych regimentów mody, nitroglicerynowych pisków pedałów od reklamy i musztardowego gazu złowrogich przebiegłych wydawców lub wpadali pod pijane taksówki Absolutnej Rzeczywistości,
którzy skakali z Brooklyńskiego Mostu to się faktycznie zdarzyło, i odchodzili nieznani i zapomniani w upiorne oszołomienie zupy uliczek i wozów strażackich w Chińskiej Dzielnicy, bez jednego darmowego piwa,
którzy z rozpaczy śpiewali w oknach, wypadali z okien metra, rzucali się do brudnej Passaic, naskakiwali na Murzynów, darli się na całą ulicę, tańczyli boso na rozbitych szklankach od wina, tłukli nagrania nostalgicznego europejskiego jazzu z Niemiec lat trzydziestych, wypróżniali whisky i jęcząc rzygali do zakrwawionego klozetu, ryk w ich uszach i gwizdy gigantycznych lokomotyw,
którzy pruli szosami przeszłości odwiedzać się na wspólnej Golgocie podrasowanych cudacznych aut na warcie więziennej samotności lub w jazzowym wcieleniu Birmingham,
którzy jechali przez kraj siedemdziesiąt dwie godziny by stwierdzić czy ja miałem widzenie czy ty miałeś widzenie czy on miał widzenie, by odszukać Wieczność,
którzy podróżowali do Denver,
którzy zmarli w Denver,
którzy wrócili do Denver i czekali na próżno,
którzy strzegli Denver i popadali w depresję i samotnieli w Denver a wreszcie odchodzili w poszukiwaniu Czasu i teraz Denver tęskni do swych bohaterów,
którzy padali na kolana w katedrach beznadziei modląc się o zbawienie innych, o światło i o piersi, aż dusza na moment rozświetlała włosy,
którzy zmagali się ze swymi uwięzionymi umysłami czekając na niezwykłych zbrodniarzy o złotych włosach i sercach pełnych uroku rzeczywistości,
którzy by śpiewali słodkiego bluesa dla Alcatraz,
którzy odeszli do Meksyku kultywować nałóg lub do Rocky Mount do łagodnego Buddy lub do Tangeru do chłopców lub do czarnej lokomotywy Southern Pacific lub do Harvardu do Narcissusa na cmentarz Woodlawn do zabawy w rozetę lub do grobu,
którzy domagali się dowodów swego obłąkania oskarżając radio o hipnotyzm i których pozostawiono z ich obłędem, rękami i zawieszonym wyrokiem,
którzy obrzucali sałatką z kartofli wykładowców dadaizmu w City College NY a potem zjawiali się na granitowych schodach domu wariatów z wygolonymi głowami i arlekinadą o samobójstwie, żądając natychmiastowej lobotomii, i którym zamiast tego dostała się betonowa próżnia insuliny metrasolu elektryczności hydroterapii psychoterapii terapii wychowawczej ping-ponga i amnezji,
którzy w pozbawionym humoru proteście przewracali jeden tylko symboliczny stół pingpongowy, odpoczywając krótko w katatonii, powracali po latach całkiem łysi pod peruką krwi, łez i palców do opętańczego przeznaczenia oddziałów miast obłąkańców Wschodu, zatęchłych sal szpitali wariatów Pilgrim State Rockland i Greystone, kłócąc się z odgłosami duszy, rokendrolując na ławie samotności o północy w dolmenowych obszarach miłości, snu o życiu, zmory nocnej, ciał obróconych w kamień ciężki jak księżyc, wreszcie u matki ***** i ostatnia fantastyczna książka wyrzucona z okna czynszówki, ostatnie drzwi zamknięte o 4. rano, ostatni telefon rzucony w odpowiedzi o ścianę, ostatni umeblowany dom wypróżniony do ostatniego mentalnego mebla, żółta papierowa róża skręcona na drucianym wieszaku w komórce, a nawet i to urojenie, i tylko nadziei pełna niewielka porcja halucynacji - o, Carl, gdy ty nie jesteś bezpieczny ja nie jestem bezpieczny a teraz ty faktycznie tkwisz w totalnie zwierzęcej zupie czasu -
którzy biegli przez oblodzone ulice z obsesją nagłego błysku alchemii stosowania elipsy katalogu metra i wibrującej płaszczyzny,
którzy śnili czyniąc wcielone przerwy w Czasie i Przestrzeni przy pomocy zestawienia obrazów a między 2 wzrokowe obrazy chwytali w pułapkę archanioła duszy łącząc razem podstawowe czasowniki kojarząc rzeczownik z błyskiem świadomości i przeczuwając doznanie Pater Omnipotens Aeterni Deus, by odnowić składnię i rytm ubogiej ludzkiej prozy i trzęsąc się ze wstydu stanąć przed tobą niemo i mądrze, odpędzani lecz pełni wiary że dusza podda się rytmowi myśli w swej obnażonej i bezkresnej głowie, szaleniec włóczęga i anioł bitnik wobec Czasu, choć nieznani, świadczący tu to, co można by było odłożyć do czasu po śmierci, powstawali odrodzeni w widmowych szatach jazzu w cieniu złotego rogu jazzbandu wdmuchując miłosne cierpienie nagiego umysłu Ameryki w krzyk saksofonu eli eli lamna lamna sabaktani, który zatrząsł miastami aż po ostatnie radio z wyciętym z ich własnych ciał absolutnym sercem poematu życia godnym spożywania nawet przez lat tysiąc.

II

JAKI SFINKS z cementu i aluminium rozbił im czaszki i wyjadł mózg i wyobraźnię?
Moloch! Samotność! Brud! Brzydota! Kubły na śmieci i nieosiągalne dolary! Dzieci wrzeszczące pod schodami! Chłopcy łkający w koszarach! Starcy płaczący w parkach!
Moloch! Moloch! Zmora Molocha!
Moloch bez miłości!
Moloch mentalny!
Moloch surowy sędzia ludzi!
Moloch niepojęte więzienie!
Moloch bezduszny karcer skrzyżowanych piszczeli i Kongres płaczu!
Moloch którego budowle są wyrokiem!
Moloch wielki kamień wojny!
Moloch ogłuszonych rządów!
Moloch o umyśle czystej maszynerii!
Moloch którego krew to krążący pieniądz!
Moloch którego palce to dziesięć armii!
Moloch którego piersi to ludożercza prądnica!
Moloch którego ucho to dymiący grób!
Moloch którego oczy to tysiąc ślepych okien!
Moloch którego wieżowce stoją przy długich ulicach jak bezkresne Jehowy!
Moloch którego fabryki śnią i kraczą we mgle!
Moloch którego kominy i anteny wieńczą miasta!
Moloch którego miłość jest bezkresną naftą i kamieniem!
Moloch którego dusza to elektryczność i banki!
Moloch którego nędza jest widmem geniuszu!
Moloch którego los jest chmurą bezpłciowego wodoru!
Moloch którego imię jest Umysł!
Moloch w którym siedzę samotnie!
Moloch w którym śnię o Aniołach! Wariat w Molochu! Jebaka w Molochu! W Molochu bez miłości i człowieka!
Moloch który tak wcześnie wszedł w mą duszę!
Moloch w którym jestem świadomością bez ciała!
Moloch który wypłoszył mnie z naturalnej ekstazy!
Moloch którego opuszczam! Przebudzenie w Molochu! Światło płynące z nieba!
Moloch! Moloch! Apartamenty robotów! Niewidzialne przedmieścia! skarbce szkieletów! ślepe metropolie! demoniczny przemysł! upiorne narody! nieusuwalne domy wariatów! granitowe chuje! monstrualne bomby! Poskręcali karki wynosząc Molocha do Niebios! Bruki, drzewa, radia, tony! podnosząc do Niebios miasto które istnieje i jest wszędzie wokół! Wizje! omeny! halucynacje! cuda! ekstazy! spłynęły rzeką Ameryki! Sny! adoracje! olśnienia! religie! okręty wrażliwego łajna! Przełomy! rzeczne! uniesienia i ukrzyżowania! zmyte powodzią! Odurzenia! Świta Trzech Króli! Rozpacze! Dziesięcioletnie zwierzęce wrzaski i samobójstwa! Umysły! Nowe miłości! Pokolenie szaleńców! osiadłe na skałach Czasu! Prawdziwy święty śmiech w rzece! Widzieli to wszystko! dzikie oczy! święte wycia! Żegnali! Skakali z dachu! w samotność! powiewając! niosąc kwiaty! Do rzeki! na ulicę!

III

CARLU SOLOMONIE!
Jestem z tobą w Rockland gdzie zwariowałeś bardziej niż ja
Jestem z tobą w Rockland gdzie musisz czuć się bardzo nieswojo
Jestem z tobą w Rockland gdzie udajesz ducha mojej matki
Jestem z tobą w Rockland gdzie zamordowałeś dwanaście swych sekretarek
Jestem z tobą w Rockland gdzie śmiejesz się z tego ukrytego żartu
Jestem z tobą w Rockland gdzie jesteśmy wielkimi pisarzami przy tej samej okropnej maszynie
Jestem z tobą w Rockland gdzie twój stan stał się poważny i mówią o nim w radio
Jestem z tobą w Rockland gdzie zdolności czaszki nie przyjmują już robactwa zmysłów
Jestem z tobą w Rockland gdzie ssiesz herbatę z piersi starych panien z Utica
Jestem z tobą w Rockland gdzie napuszczasz na ciała swych pielęgniarek megiery Bronksu
Jestem z tobą w Rockland gdzie w kaftanie wrzeszczysz, że omija cię partia ping-ponga nad otchłanią
Jestem z tobą w Rockland gdzie rąbiesz w katatoniczne pianino dusza jest niewinna i nieśmiertelna oby nigdy nie umarła bezbożnie w fortecy domu wariatów
Jestem z tobą w Rockland gdzie pięćdziesiąt szoków więcej nigdy nie zawróci twej duszy do ciała z pielgrzymki do krzyża na pustkowiu
Jestem z tobą w Rockland gdzie oskarżasz swych doktorów o chorobę i planujesz żydowską socjalistyczną rewolucję przeciw narodowo-faszystowskiej Golgocie
Jestem z tobą w Rockland gdzie rozszczepisz niebiosa nad Long Island i wskrzesisz swego żywego ludzkiego Jezusa z nadludzkiego grobu
Jestem z tobą w Rockland gdzie jest dwadzieścia pięć tysięcy obłąkanych towarzyszy śpiewających razem końcowe zwrotki Międzynarodówki
Jestem z tobą w Rockland gdzie pod naszą pościelą ściskamy i całujemy Stany Zjednoczone Stany Zjednoczone które kaszlą całą noc i nie dają nam spać
Jestem z tobą w Rockland gdzie budzimy się ze śpiączki elektryzowani przez samoloty naszych dusz ryczące nad dachem przyleciały zrzucić anielskie bomby szpital się rozświetla urojone ściany zapadają
O wybiegają chude legiony
O gwiazdami usiany szok łaski tu oto trwa wieczna wojna
O zwycięstwo zapomnij o swojej bieliźnie jesteśmy wolni
Jestem z tobą w Rockland w moich snach idziesz płacząc mokry od morskiej podróży po autostradzie Ameryki do drzwi mej chaty w zachodnią noc



Przypis do "Skowytu"

ŚWIĘTY! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Święty! Świat jest święty! Dusza jest święta! Skóra jest święta! Nos jest święty! Język i chuj i ręka i otwór w dupie są święte! Wszystko jest święte! każdy jest święty! każde miejsce jest święte! każdy dzień jest wiecznością! każdy jest aniołem! Włóczęga jest równie święty jak serafin! szaleniec jest święty jak święta jesteś ty moja duszo! Maszyna do pisania jest święta wiersz jest święty głos jest święty słuchacze są święci ekstaza jest święta! Święty Piotr święty Allen święty Solomon święty Lucien święty Kerouac święty Huncke święty Burroughs święty Cassady święci nieznani pedałowaci i cierpiący żebracy święci szkaradni ludzcy aniołowie! Święta moja matka w domu wariatów! Święte chuje dziadków z Kansas! Święty jęczący saksofon! Święta apokalipsa bopu! Święte jazz-grupy marihuana hipstersi pokój hanz i bębny! Święta samotność wieżowców i bruków! Święte kafejki wypełnione tłumami! Święte tajemnicze rzeki łez pod ulicami! Święty samotny argonauta więzień! Święte wielkie jagnię warstwy średniej! Święci szaleni pasterze rebelii! Kto wyczuwa Los Angeles ten JEST nim! Święty New York Święte San Francisco Święta Peoria i Seattle Święty Paryż Święty Tanger Święta Moskwa Święty Istambuł! Święty czas w wieczności święta wieczność w czasie święte zegary w przestrzeni święty czwarty wymiar święta piąta Międzynarodówka święty Anioł w Molochu! Święte morze święta pustynia święty kolejowy szlak święta lokomotywa święte wizje święte halucynacje święte cuda święta gałka oczna święta otchłań! Święte wybaczenie! łaska! miłosierdzie! wiara! Święte! Nasze! ciała! cierpienie! wielkoduszność! Święta nadnaturalna niezrównanie jaśniejąca rozumna dobroć duszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Pon 14:18, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
. . . mocne. . . II przypomina Litanię do Szatana Baudelaire'a^^Przypis do Skowytu też mi się kojarzy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

CheshireCat
Mroczny Mściciel
Mroczny Mściciel



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa (przez większą część roku)

PostWysłany: Pon 18:00, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
Mi tam sie bardzo podoba a kojarzy mi sie ze wszystkim Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Pon 18:58, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
ale ja to już musiałam gdzies widzieć.... lub słyszeć XDDD Kocie, czytujesz poetów przeklętych?Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

CheshireCat
Mroczny Mściciel
Mroczny Mściciel



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa (przez większą część roku)

PostWysłany: Pon 21:39, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
Czytuję poetów wpiekłowziętych
Poetów Dobrych
Poetów z
krwi (czerwonej, czerwonej, słodkiej, ah jakże słodkiej)
kości (twardych białych znaczników trupa)
mięsa (kawałów obdartych z nóg i rąk trturowanego człowieka)
kału (którym wydawali swe ostatnie tchnienie wiszący za Prawdę)
spermy (roskosznie tryskającej na ciało kochanki z którą zdradzamy)
łez (matki nad głupim dzieckiem)
żalu (tego za grzechy czy za ich brak?)
smutku (niepozwalającego żyć inaczej niż szaro)
goryczy (niemieszczącej się w żadnym kielichu)
krzywdy ludzkiej i boskiej (wyrządzanej wciąż na nowo)
śmiechu (obłąkanego jaki jest tylko w domu wariatów)
Czytuje Głupków Mądrościa napełnionych po sam bulwiaty nos, po same zaropiałe
oczy, po włosy brudne od samaru ciała i Tylko ciała
CZYTUJĘ ŻYWYCH POETÓW
POETÓW UMARŁYCH ŻYJĄCYCH!!!

Kot zza lustra
Dedykacja: Dla Mic! Niech poeci będa i dla Ciebie łaskawi myślą!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Pon 22:04, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
. . . aż sobie wydrukuję...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

CheshireCat
Mroczny Mściciel
Mroczny Mściciel



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa (przez większą część roku)

PostWysłany: Pon 22:48, 11 Wrz 2006    Temat postu:
 
aż proszę Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Wto 13:01, 12 Wrz 2006    Temat postu:
 
aż dziękuję XDDD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Inek Jaffar
Powiernik Mroku
Powiernik Mroku



Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 2081
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z klubu nocnego

PostWysłany: Wto 18:03, 12 Wrz 2006    Temat postu:
 
OOO SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ale długie faktycznie O.o

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mictlan
Mistrz Spamowania



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 1810
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hell

PostWysłany: Wto 19:46, 12 Wrz 2006    Temat postu:
 
im więcej czytasz tym mniejsze teksty ci się wydają XDDD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Ishizu-Angel
Archanioł Mroku



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 1513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Muspelheim

PostWysłany: Wto 20:05, 12 Wrz 2006    Temat postu:
 
A ja jakoś nie mam czasy tego przeczytać Sad Stale szkoła i szkoła Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o tematyce YAOI Strona Główna -> Wiersze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7

Wyświetl posty z ostatnich:   
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Skin Created by: Sigma12
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin